wtorek, 28 lipca 2015

Homeless cz. II

     Zastanawiało cię co lub może bardziej kto wyrządził mu taką krzywdę. Zamykałaś za sobą drzwi na klucz, aby nie uciekł. Martwiłaś się o niego. Obawiałaś się, że ci ludzie mogą powrócić i wyrządzić mu gorszą krzywdę. Wydobycie od niego jakichkolwiek informacji nie będzie łatwe, ale co ci innego pozostało. Jak się tylko za to zabrać? Całe dnie przesiadywał w kącie salonu. Nie chciał jeść, ani pić. Musiałaś zmuszać go do tego. Pilnować jak oczka w głowie.
- V, co chcesz na kolację? - zaczęłaś ciepło.
- ... - jak zwykle, po części byłaś już do tego przyzwyczajona.
- Co ty na to, aby zrobić ciasteczka ryżowe? - zaproponowałaś podchodząc do niego. Siedział w swoim kącie. Był oparty o ścianę i wpatrzony ślepo w sufit. Gdy zauważył, że zbliżasz się do niego od razu przysunął nogi do klatki piersiowej i objął je rękoma, jednocześnie krzycząc:
- Nie zbliżaj się! Nie chcę, żeby stała Ci się krzywda!
- V, ale... - nagle przerwał ci
- Powiedziałem nie! - wrzasnął, oparł głowę na kolanach i zaczął wprawiać swoje ciało w płynne ruchy do przodu i tyłu.
     I kolejna próba zakończyła się niepowodzeniem...niestety. Wróciłaś do kuchni i zaczęłaś szykować składniki. Gotowanie nie sprawiało ci problemu. Od małgo przyrządzałaś sobie posiłki, czy to do szkoły czy w postaci normalnego tradycyjnego obiadu. Po trzydziestu minutach ciastka leżały już w piekarniku. Chciałas się tylko upewnić co do wysokości temperatury i przesiadywania małych słodkości w piekarniku, dlatego zajrzałaś ponownie do przepisie. Nie pozostało ci już nic innego jak tylko czekać, aż wyrosną. Zajrzałaś ponownie do salonu. Kąt był pusty. Widać było tylko ugniecione miejsce na dywanie. V spędzał tam tyle czasu, że dywan dokładnie już zapamiętał rysy jego pośladków. Rozejrzałaś się po pomieszczeniu. Jest! Parapet... kolejne jego stałe miejsce. Siedział na nim jak kot. Wyglądał jak osoba, która poszukuje kolejnej ofiary spośród tłumu przechodniów. Weszłaś do salonu i usiadłaś na fotelu. Spojrzał na ciebie swoimi spuchniętymi oczami, ale po chwili wrócił do poprzedniej czynności. Martwił cię jego stan psychiczny. Fizycznie jego ciało miało się już dobrze. Opatrunki zdjęłaś mu kilka dni temu, ale tak jak się spodziewałaś po tych większych i głębszych ranach pozostała pamiątka. Jego wychudzone, mizernie wyglądające ciało zostanie oszpecone. Dodatkowo ta wielka blizna znajdująca się na klatce piersiowej....biedak.
- Chcesz coś ze mną obejrzeć? - zapytałaś włączając telewizor
- ... - a jakiej innej odpowiedzi mogłaś się od niego spodziewać. Tylko te jego przerażone oczy przyglądały się teraz tobie. Każdy twój najmniejszy ruch był przez niego dostrzeżony, nic nie było w stanie uciekło jego uwadze.
- Nie to nie... - powiedziałaś. Z początku skakałaś po kanałach, aż znalazłaś! Komedia! Po chwili śmiałaś się w niebogłosy. Zerknęłaś na niego. Widziałaś, że toczy wewnętrzną walkę. Nie myśląc ani chwili dłużej uśmiechnęłaś się ciepło do niego i pomachałaś zapraszając, aby usiadł obok ciebie. Nie wierzyłaś w to co widziałaś. V schodził z parapetu i ociężałym krokiem kierował się w stronę kanapy. Nie spodziewałaś się, że zaraz będzie blisko ciebie, usiadł na końcu kanapy, oczywiście tym dalszym od ciebie. Widać, że nadal próbował zachować dystans między wami. W tych najzabawniejszych momentach nie mogłaś powstrzymać się od śmiechu. Nawet łzy zaczęły spływać po twych policzkach. V uśmiechnął się. Był to piękny widok . Miałaś wrażenie, że spotkałaś anioła. Wszystko, jednak przerwał dźwięk piekarnika. Wyjęłaś ciastka i odłożyłaś do ostygnięcia.


- V, chcesz, żebym polała je jakimś sosem owocowym?
- .... - głucha cisza, lecz po chwili - ..t-tak - usłyszałaś cichą odpowiedź. Odjęło ci mowę. Nagle poczułaś coś na sercu. Posłałaś mu ciepły uśmiech i wyciągnęłaś sos truskawkowy.
     Spędziliście miło resztę dnia. Co prawda V nie odezwał się już więcej. Miło było usłyszeć pierwszy raz jego głos w normalnej barwie, a nie w postaci krzyków. Od jutra zaczynał się ostatni tydzień szkoły:

           PONIEDZIAŁEK, 5 dni

     Wstałaś rano. V leżał na kanapie, musiał w nocy oglądać telewizję. Jego zamknięte oczy i spokojny oddech wskazywał na to, że śpi. Zrobiłaś śniadanie dla niego i lunch do szkoły. Uszykowałaś się i wyszłaś, nie zapominając o zamknięciu drzwi na klucz. Miałaś nadzieję, że jak wrócisz to zastaniesz go w jednym kawałku.


     Lekcje dłużyły się...lunch i potem znowu zajęcia. W trakcie przerwy obiadowej udało ci się załatwić wszystkie ważne dokumentacje, zatem pozwolono ci wyjść wcześniej. Pierwszy raz od dłuższego czasu wyjdziesz równo z pozostałymi rówieśnikami. Okazało się, że na dwóch ostatnich lekcjach miała odbyć się próba ewakuacji pożarowej, zatem nauczyciele zwolnili waszą klasę do domu. Podsumowując lekcje skończyłaś po pierwszej. To był udany dzień przynajmniej dla ciebie... "Ciekawe co porabiał V? zjadł śniadanie?" Po części miałaś jednak nadzieję, że siedział do rana poprzedniego dnia, przez co jeszcze śpi lub przynajmniej ogląda telewizję. Ten dzień przecież miał być idealny.
     Stałaś już pod drzwiami klatki. Otworzyłaś je i skierowałaś się do windy. "Piąte piętro nadchodzę!" Podeszłaś do swoich drzwi. Nastawiłaś ucho, ale jedyne co usłyszałaś to głuchą ciszę. Zaniepokoiło cię to, przecież to miał być dobry dzień. Od kluczyłaś drzwi, złapałaś za klamkę i pchnęłaś je lekko.
- V! Wróciłam, jak ci minął dzień? - krzyknęłaś tak głośno, że twój głos rozbrzmiał po całym mieszkaniu. Rozejrzałaś się. Nie było go! Okna pozamykane, na szczęcie nie skoczył. Salon, pusto. Kuchnia, sypialnia, gabinet to samo. Została łazienka. Drzwi były zamknięte, a światło zapalone. Dobry znak! Tak ci się bynajmniej zdawało. Szarpnęłaś za klamkę, nie puściły, zamek je trzymał.
- V! V! Otwórz drzwi w tej chwili! - darłaś się, ale nie dotarła do ciebie żadna odpowiedź.
     Krew zaczęła się w tobie gotować. Pamiętałaś, że w szafie rodziców tata chował narzędzia. Pobiegłaś szybko po nie. Chwyciłaś śrubokręt i szybko zaczęłaś rozkręcać zamek. Drzwi puściły, ale to co za nimi zobaczyłaś spowodowało, że nogi odmówiły ci posłuszeństwa. Krew, wszędzie było jej pełno. Jednak najbardziej przerażał cię widok V. Leżał w wannie, pełnej czerwonej cieczy. Bez namysłu wyciągnęłaś z niej korek. Następnie udałaś się do kuchni po apteczkę. Chwyciłaś jego nadgarstek, puls, puls... Był, lecz słaby. Zaczęłaś tamować krwotok na jego rękach. Chłopak był blady. Usta sine. "Co nim kieruje, że doprowadza się do takiego stanu?" Miałaś mętlik w głowie. Po skończeniu opatrunków dodałaś:
- I jak ja mam cię stąd teraz wyciągnąć? - płakałaś, twoje oczy coraz to bardziej tonęły we własnych łzach.
     Po chwili twoje ciało zjechało na podłogę. Oparłaś głowę o brzeg wanny. Twoja głowa bolała. "Co on jest jeszcze w stanie sobie zrobić? Do czego on jest zdolny? Czy to wszystko ma sens? Czy życie ma jakikolwiek sens?" Po chwili poczułaś czyjś dotyk. Podniosłaś głowę do góry. To on. Położył dłoń na twojej głowie i lekko pogłaskał, po chwili dodał cicho:
- Dziękuję, że mi po-mogłaś, jesteś aniołem, który został mi zesłany. To wszystko prze-ze mnie... - przerwał i opadł z sił.


______________________________________________________________________________
Chyba tu zakończę :3 Następny rozdział jaki się pojawi to Elika. Czeka cierpliwie na przepisanie haha ^^" Jak jutro znajdę wolną chwilę to zapewne tutaj zawita :D Przeczuwam, że będzie się można jej spodziewać o podobnej godzinie, co Homeless :3
Ale nie przedłużając zapraszam do komentowania i dziękuję, że tyle osób zawitało już na ten blog ♥

poniedziałek, 13 lipca 2015

Homeless cz. I

     Nareszcie! Dokonałam tego ^^. Opowiadanie z V dodane :3 Można tak powiedzieć xd Stwierdziłam, że podzielę go na dwie części. Mam nadzieję, że się spodoba. Miałam go dodać wczoraj, ale komputer odmawiał posłuszeństwa ^^". Dobra skończ gadać, daj im czytać... Zapraszam~


     Szłaś korytarzem. Jak zwykle, gdy lekcje się skończyły. Byłaś chyba ostatnią uczennicą jaka pozostała w szkole. Przyzwyczaiłaś się do tego... sprzątałaś klasę... taki tam urok bycia gospodarzem klasy i dyżurną w jednym tygodniu.
     Co prawda był to już twój ostatni rok w tej szkole. A dokładniej ostatnie dwa tygodnie... Wszystkie egzaminy już napisane. Za niedługo będą również wiadome wyniki. Teraz tylko interesowało cię to, aby w jak najszybszym tempie zebrać jak najwięcej punktów potrzebnych ci do rekrutacji na uczelnię. Było cię wszędzie pełno... kółka zainteresowań, samorząd uczniowski, pomoc najsłabszym uczniom, nawet wolontariat. Oceny miałaś przeciętne, więc nie wyróżniałaś się na tle klasy a nie mówiąc już o szkole.
     Korytarz jak zawsze o tej porze był pusty i ciemny. Nic dziwnego była to godzina dziewiętnasta i to jeszcze zimą. Wszyscy uczniowie siedzieli w domu przed telewizorami oglądając popularne dramy i reality show. Zastanawiałaś się, co przyrządzić sobie na kolację. Lodówka świeciła pustkami, więc nie obejdzie się bez zakupów. Twoi rodzice pracują w słynnym biurze podróży, więc co za tym idzie rzadko widywałaś ich w domu. Ostatni raz to było na święta? Powoli, ale przywykłaś do tego, w sumie nie miałaś nic do powiedzenia. Tęskniłaś za wspólnie spędzonymi kolacjami. Zawsze brakowało ci normalnych relacji z nimi. Takich jak mają inni twoi rówieśnicy. Dziadkowie odeszli kilka lat temu, a rodzeństwem niestety twoja rodzicielka cię nie obdarzyła.
     Wychodząc ze szkoły zauważyłaś, że śnieg coraz bardziej zaczyna prószyć. Po drodze wkroczyłaś do sklepu, który znajdował się w pobliżu twojego bloku. Zakupiłaś wszystkie potrzebne ci składniki na kolację i wyszłaś na zewnątrz. Wychodząc ze sklepu "coś" przykuło twoją uwagę. To nie było jednak "coś" , ale jednak "ktoś". Był to jakiś młody chłopak. Leżał na chodniku, jego ciało co chwila coraz bardziej przykrywała biel małych śnieżynek. Podeszłaś bliżej, po czym zorientowałaś się , że jest to chłopak z twojej szkoły. Przypomniałaś sobie jak pewnego razu chodziłaś po klasach ogłaszając pewną informację widziałaś go w klasie. Wtedy jednak miał podbite oko o ile się dobrze nie mylisz. Chodził on do równoległej klasy, ale ostatnio opuszczał dużo zajęć. Nawet nie przyszedł na ostatni egzamin, ale podobno nauczyciele zgodzili się, aby napisał go w późniejszym terminie. Ciekawe jak mu jest na imię? Leżał na zimnym chodniku jakby nigdy nic. Jego twarz była zaczerwieniona. Powieki miał spuchnięte jakby wylane zostało przez niego morze łez. W kąciku ust dostrzegłaś krew. Zmartwiło cię to, nie mogłaś go tu postawić tak samemu sobie. Przecież to może skończyć się tragedią, a wyrzuty sumienia nie dałyby ci normalnie funkcjonować. Przyłożyłaś ekran telefonu do jego twarzy chcąc sprawdzić czy oddycha. Po chwili dostrzegłaś, że ekran urządzenia jest cały zaparowany. Odetchnęłaś z ulgą, chociaż jednego byłaś pewna - żył. Dotknęłaś jego ramienia i lekko szarpnęłaś. Brak reakcji. Ułożyłaś go w pozycji bocznej, wzięłaś z powrotem do ręki telefon, lecz on już nie reagował. Bateria padła. "Super!" pomyślałaś. "I co teraz?" Nie odejdziesz przecież. Dotknęłaś jego twarzy. Był cały rozpalony, wypieki na jego twarzy coraz bardziej przybierały intensywniejszej barwy. Poklepałaś go po policzkach, lecz nadal nie reagował. Bałaś się, że jego stan jest krytyczny. Musiałaś go gdzieś zanieść, schować w cieple, aby nie ochładzał jeszcze bardziej organizmu. Przypomniałaś sobie, że mieszkałaś w pobliżu. Spakowałaś zakupy do plecaka, a chłopaka ułożyłaś w pozycji siedzącej. Plecak założyłaś na brzuchu. Zdjęłaś szalik, który miałaś obwiązany wokół szyi. Złapałaś go za ręce i z całej siły pociągnęłaś do pozycji stojącej. Wtedy dostrzegłaś, że krew znajduje się również na jego ubraniach. Chłopak był wyższy od ciebie. Nie tracąc czasu odwróciłaś się do niego plecami i oparłaś go na nich. Jego ręce przepasałaś wokół swojej szyi i ściągniętym wcześniej szalikiem związałaś, aby nie zjechał z ciebie. Ruszyłaś. Ciągnęłaś go jak jakiś worek, ale w sumie nie miałaś innego lepszego pomysłu. jak na obecną chwilę. Tylko jak ty chciałaś go wnieść po schodach?
     Zbliżałaś się już do swojego bloku. Tułaczka minęła ci zadziwiająco szybko. Nie zwracałaś zbytnio uwagi na przechodniów, którzy przyglądali się tej niecodziennej sytuacji. Podeszłaś do drzwi, przytrzymałaś je jedną ręką. W tej chwili ledwo utrzymywałaś się na nogach, ale już od mieszkania dzieliły cię tylko schody i winda. Przeszłaś przez drzwi i podeszłaś do schodów. Mieszkałaś na piątym piętrze, ale winda na szczęście znajdowała się na parterze. Aby do niej dotrzeć trzeba było jednak przejść po dziesięciostopniowych schodach. Złapałaś się za poręcz jedną ręką, drugą zaś z całej siły złapałaś jego nadgarstki i zaczęłaś pnąć się ku górze. Sukces! Teraz tylko do windy i w mieszkaniu. Wsiadłaś do niej, kliknęłaś przycisk, po czym ona wjechała na wskazane piętro.
     Weszłaś do mieszkania. Zdjęłaś buty i skierowałaś się do salonu. Położyłaś chłopaka na kanapie i szybko pobiegłaś do łazienki po apteczkę, ręcznik i miskę z wodą. Chłopak był rozpalony, w mieszkaniu można było zobaczyć go dokładniej. Wyglądał jeszcze gorzej niż przed sklepem. Przemyłaś mu twarz i opatrzyłaś. Po wewnętrznej walce zdjęłaś mu bluzkę i spodnie, które były pobrudzone krwią. Jednak to co ujrzałaś przeraziło cię. Jego ciało... było wychudzone, widać było żebra. Lecz to nie było to... krew cała jego klatka piersiowa zawierała cięcia i blizny. Przemyłaś ją i opatrzyłaś. Zabandażowałaś mu większą część klatki piersiowej. Powędrowałaś ponownie do łazienki, aby zaprać jego brudną odzież. Przykryłaś go kocem i nałożyłaś zimny okład na czoło.
     Po całym tym wysiłku czułaś, że żołądek domaga się posiłku. Przyrządziłaś coś na szybko, jednocześnie robiąc coś również dla nieprzytomnego gościa. Położyłaś jedzenie (dla niego) na ławie, a sama usiadłaś na fotelu i włączyłaś telewizor. Po jakiś pięciu minutach usnęłaś.
     Obudziły cię głośne pomruki bólu. Podeszłaś do chłopaka:
- Jak się czujesz? Przynieść ci coś? - spytałaś zmartwiona
- Kim jesteś? Co ja tu robię? - powiedział lekko zdezorientowany
- Jestem _____. Leżałeś niedaleko sklepu spożywczego. Byłeś w kiepskim stanie, więc przyniosłam cię tu i opatrzyłam. - powiedziałaś zdejmując okład i sprawdzając temperaturę. - Widzę, że powoli spada. To dobrze.
- Trzeb-ba było mnie tam zostawić. To było nierozsądne z twojej strony.... teraz może grozić ci niebezpieczeństwo. Muszę stąd odejść jak najprędzej. - próbował przejść do pozycji siedzącej, ale powstrzymałaś go
- Nie możesz nigdzie iść, będąc w takim stanie. Masz temperaturę, wyziębiony organizm i wiele ran, które znowu mogą się pootwierać. - powiedziałaś podtrzymując ręką jego klatkę piersiową, aby uniemożliwić mu wstanie.
- ________, nie wiesz w co się pakujesz! To nie jest rozsądne, wypuść mnie stąd. Może ci teraz grozić niebezpieczeństwo!! - powiedział jak szalony
- Będzie dobrze, nie martw się teraz i zdrzemnij. - powiedziałaś ciepłym głosem i uśmiechając się. Nie chciałaś, aby się przemęczał.
- Ehhh... dobrze, ale miej oczy dookoła głowy i nikogo nie wpuszczaj. Odejdę stąd najszybciej jak to możliwe.
- Dobrze - odparłaś
     Usnął i spał tak całą noc. Zmieniałaś mu okłady, aż w końcu temperatura całkowicie się unormowała. Usnęłaś przy nim.
     Rano obudziły cię dźwięki krzątania się po kuchni. Wstałaś i podeszłaś do pomieszczenia. Stał tam on i trzymał w ręce nóż.
- Odłóż to! - powiedziałaś donośnie jednocześnie zachowując zimną krew
- Nie mogę, zakończę to. Nie znajdą mnie wtedy..
- Kto? Czego oni chcą od ciebie?
- Nie ważne, nie mogę powiedzieć. Nie mieszaj się w to! - powiedział przerażony
- Proszę odłóż to i porozmawiajmy. - zrobiłaś krok do przodu wyciągając do niego ręce
- Nie zbliżaj się!! - krzyknął przykładając od razu nóź do szyi
- Dobrze, dobrze, ale odłóż to - powiedziałaś jak najspokojniej
- Po co? Dlaczego? Za co? - krzyczał, łzy zaczęły spływać po jego policzkach
- Spokojnie. Jak masz na imię?
- Jestem .... naznaczony! Moje imię jest przeklęte, nie mogę nikomu go zdradzić. Kto je usłysz cierpi! M-mów mi V. To przez nich! Jak mogli! - łzy zaczęły mocniej spływać po jego policzkach. Osunął się i po chwili już klęczał.
     Już byłaś pewna, że chłopak jest rozchwiany emocjonalnie. Nie panuje nad nimi. V? Słyszałaś już to? Ale nie wiedziałaś kiedy i gdzie... Na szczęście dzisiaj była sobota, więc mogłaś zostać i pilnować go, aby nie zrobił sobie krzywdy. Czułaś, że skrywa on coś w sobie. Coś co doprowadziło go do takiego stanu... tylko co? Nie mogłaś nalegać, bo nic tym nie wskórasz. Musiałaś to jakoś inaczej rozegrać...


_________________________________________________________________________
I jak podobało się? Lepiej jest, gdy piszę w pierwszej czy trzeciej osobie? Hmm... Piszcie w komentarzach co o tym sądzicie :) Jeśli się spodobało opowiadanie mogę je przedłużyć na kilka rozdziałów ^^ Jeżeli byście chcieli oczywiście, jeśli nie to wrzucę drugą część :D Wszystko zależy od Was, moich czytelników ♥
Czekam na wasze zdanie i opinie w komentarzach :3